Badania były organizowane w jednym z wrocławskich hoteli. Każdy z uczestników pokazu, po badaniu, dowiadywał się, że ma poważne problemy zdrowotne. Choroby miało wyleczyć urządzenie sprzedawane na pokazie. Jednym z uczestników pokazu był pan Alfred. Na pierwszym pokazie mężczyzna usłyszał, że ma tasiemca psiego, na drugim - tasiemca karłowatego, a na trzecim - tasiemca szczurzego. Łącznie pan Alfred był na siedmiu pokazach i za każdym razem dostawał inną diagnozę.
Podobne doświadczenia miał również pan Marek Galiński, który także uczestniczył w pokazach "niezwykłego urządzenia".
Dwa identyczne badania, tego samego pacjenta nie pokrywają się. Prawdopodobnie to kwestia programu w ich komputerze, który generuje wyniki badań losowo. Niemożliwym jest, żeby po kilku minutach sprawdzić kompleksowo stan zdrowia człowieka – dodaje pan Marek.
Nie ma osób zdrowych, są tylko źle zdiagnozowane
Badanie poprzedza wykład prelegenta o słabym układzie odpornościowym oraz projekcja filmów, na których widać wijące się glisty i tasiemce w jelitach. Wideo ma wzbudzać w pacjentach strach i nakłaniać do badania.
Nie ma osób zdrowych, są tylko źle zdiagnozowane. Statystyki są nieubłagane. Wirusy wiedzą, jak walczyć z nami i naszym układem odpornościowym – mówił prowadzący spotkanie.
Aby zdiagnozować chorobę pacjent siada przy komputerze. Każe mu się zdjąć buty, skarpetki, a stopy położyć na miedzianą blachę. Blacha trafia też na głowę. Następnie dostaje się wydruk o schorzeniach. Pacjentów informuje się, że jedynym remedium na wszystkie rozpoznane choroby jest elektopunktura. Po kilkuminutowym naświetlaniu, w ciągu trzech tygodni, wszystkie problemy zdrowotne mają zniknąć.
Sprzęt do elektropunktury prezentowany jest po badaniu. Uczestnikom proponuje się zakup za prawie 5400 zł lub w systemie ratalnym za prawie 8000 zł. Każdy uczestnik może niemal od razu wciąć szybki kredyt na zakup urządzenia.
Nie daj się oszukać
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów doszedł do wniosku, że sprzedawane za horrendalne sumy urządzenie, w ogóle nie leczy.
Przeszliśmy z etapu sprzedaży garnków, pokazów kulinarnych do badań medycznych. Te praktyki są dużo bardziej szkodliwe dla konsumentów, bo mówimy o ich zdrowiu. Zdarzały się przypadki klientów, którzy po pokonaniu choroby nowotworowej na takich pokazach dowiadywali się o nawrocie choroby. To straszne historie– mówi Paweł Gutkowski z UOKiK.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył na spółkę organizująca pokazy rekordową karę ok. 2 milionów złotych. Firma już kiedyś stosowała takie nieuczciwe praktyki, po czym ją zamknięto. To jednak nie przeszkodziło jej prezesowi, by otworzyć nową spółkę.