Słowo akēdia, które po raz pierwszy pojawiło się w pismach starożytnego lekarza Hipokratesa, a następnie w greckim tłumaczeniu Starego Testamentu (tzw. Septuagincie), oznaczało stan wyczerpania, zgryzotę, niezadowolenie, znużenie, przygnębienie, obojętność, apatię, smutek, brak zainteresowania czymkolwiek. Do IV w. termin ten pojawiał się w literaturze sporadycznie. Trwałe miejsce w historii myśli zyskał dzięki naukom jednego z najwybitniejszych Ojców Pustyni Ewagriusza z Pontu.
Acedia według Ojców Pustyni
Ojcowie Pustyni to pierwsi mnisi chrześcijańscy, którzy w III w. żyli na pustyniach Egiptu. Mieszkali samotnie lub w niewielkich zgromadzeniach. Krótko spali, niewiele jedli. W celach zajmowali się głównie pracą i modlitwą. Rzadko kontaktowali się z innymi ludźmi. Ich asceza była ciężką próbą, która miała służyć opanowaniu namiętności, uczyć pokory, zbliżać do Boga. Pustelnicy przeżywali w ten sposób długie lata, walcząc z własnymi słabościami, natrętnymi myślami i uczuciami. Ewagriusz z Pontu nauczał o ośmiu pokusach wywoływanych przez demony, z którymi mnich zmuszony jest sobie poradzić. Co ciekawe, siedem z nich wymienia się współcześnie w katalogu grzechów głównych. Ósmą, uznawaną za Ewagriusza z Pontu za największe zagrożenie, jakie czyha na osobę duchowną, katechizmy zachodniego chrześcijaństwa zagubiły na przestrzeni wieków. Jest nią acedia.
„Kto ulega acedii, nienawidzi tego, co jest, pożąda zaś tego, czego nie ma”, pisał Ewagriusz z Pontu. „Acedia jest jednoczesnym i długotrwałym pobudzeniem popędliwości i pożądliwości, ta pierwsza złości się na to, co obecne, druga zaś pożąda tego, co nieobecne”. Dotknięci acedią mnisi tracili poczucie sensu egzystencji, na jaką się zdecydowali. Odczuwali niechęć do wykonywanych czynności, a nic nie robiąc – cierpieli na nudę. Tęsknili za życiem, które omijało ich w celi. Nie potrafili przy tym sprecyzować, czego właściwie pragną. Ich odczucia przekładały się na wypalenie religijne i chęć porzucenia stanu duchownego.
Współczesne oblicze acedii
Mimo że acedia była problemem mnichów żyjących w samotności i ascezie, może dotyczyć współczesnego człowieka, mobilnego, aktywnego zawodowo, wchodzącego na co dzień w liczne interakcje z innymi ludźmi. Okazuje się, że acedia dziś jest zjawiskiem powszechnym, które – jako swego rodzaju duchowa depresja – urasta do rangi choroby cywilizacyjnej.
Współcześnie ludziom często towarzyszy poczucie ciągłego niespełnienia, niezadowolenia ze stanu, w jakim się znajdują, powiązane z pożądaniem czegoś, co obecnie znajduje się poza ich zasięgiem, o ile w ogóle jest osiągalne. W dzisiejszych czasach – nieskrępowanego konsumpcjonizmu, kultu młodości i sukcesu, mody na samodoskonalenie – chęć zmian i nieustanne dążenie do nowych celów to postawy społecznie akceptowane, a wręcz pożądane. W wielu wypadkach mogą one przynosić jak najbardziej pozytywne skutki. Niejednokrotnie jednak prowadzą do niszczącego pracoholizmu, przesadnej troski o własny wygląd, kompulsywnego gromadzenia dóbr materialnych czy poszukiwań idealnego partnera, zakończonych kolejnymi rozwodami. Efektem tych działań jest najczęściej rozczarowanie, które popycha do dalszych, niedających satysfakcji, zmian. Ostatecznie acedia objawia się przygnębieniem, spadkiem motywacji, wyczerpaniem, wrażeniem duchowej pustki. Może nawet prowadzić do zaburzeń psychosomatycznych, w tym do depresji.
Przyczyny acedii
Acedia jest wynikiem życiowej postawy jednostki i sposobu, w jaki próbuje ona rozwiązywać swoje problemy. Przeświadczenie, że w życiu chodzi o coś więcej, niż udało się osiągnąć do tej pory, popycha człowieka ku dalszym poszukiwaniom. Nie mogą one się zakończyć, ponieważ nie sięgają przyczyn niespełnienia – wspólnych Ojcom Pustyni i osobom świeckim żyjącym w XXI w.
„Nie należy opuszczać celi w godzinie pokus” pisał Ewagriusz z Pontu. Cierpiącym na acedię zazwyczaj nie potrzeba obiektywnych zmian, lecz przemiany wewnętrznej – wypracowania postawy właściwej ludziom, którzy zdolni są czerpać satysfakcję z życia, rozwijać się z radością i korzystać z owoców swoich osiągnięć.
W praktyce acedia jest skutkiem zamknięcia się na świat, autentyczną bliskość z drugim człowiekiem. Koncentracją na sobie samym, własnych potrzebach, niezaspokojonych ambicjach, zranionych uczuciach. Tymczasem wartość wszelkim działaniom nadaje motywacja, z jaką się do nich przystępuje. Nie nuży praca, którą wykonuje się z pasji i ciekawości, a nie pod presją rodziny czy z potrzeby udowodnienia sobie, że można osiągnąć kolejny szczebel kariery. Cieszy wysiłek podejmowany z miłości, dla czyjegoś dobra, a frustrują obowiązki wobec ludzi, których traktuje się bezosobowo.
Acedia – leczenie
Lekarstwem na acedię jest odkrywanie wartości życia – takiego, jakim jest. Oczywiście nie oznacza to rezygnacji z rozwoju czy wprowadzania zmian, jeśli okazują się konieczne. By jednak zwalczyć acedię, trzeba nauczyć się czerpać radość z tego, co już się ma. Ojcowie Pustyni postulowali zachowanie dbałości podczas wykonywania wszelkich czynności, niezależnie od tego, czy chodziło o pracę, jedzenie czy modlitwę. Propozycją, która być może bardziej przemawia do wyobraźni współczesnego człowieka, jest trening uważności (mindfulness), polegający na całkowitym skupieniu się na bieżącym doświadczeniu, zarówno bodźcach zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Wymagany jest przy tym szczególny rodzaj uwagi – wolnej od ocen, wspomnień, oczekiwań. To uwalnia umysł od starych, niefunkcjonalnych schematów, pozwala smakować każdą chwilę, doceniać jej niepowtarzalność i piękno.