Mimo że od samego początku rozprzestrzeniał się szybko i zbierał śmiertelne żniwa, nie widzieliśmy w nim groźnego przeciwnika. Koronawirus, bo to o nim mowa, szybko jednak dotarł również do Europy i na przykładzie włoskiego społeczeństwa dał nam lekcję, że z grypą – poza niektórymi objawami- ma niewiele wspólnego.
Dlaczego koronawirus jest groźniejszy od sezonowej grypy?
I choć rozprzestrzenia się nieco wolniej niż sezonowa grypa, chorobę, którą powoduje – COVID-19 – przechodzi się o wiele ciężej. Poza tym w ciągu 14 dni od zainfekowania może nie dawać żadnych sygnałów istnienia, a co za tym idzie, spowodować, że w prosty sposób przekażemy go innym ludziom – często tych mniej odpornym. Warto również wiedzieć, że grypę leczy się objawowo, podczas gdy SARS-CoV-2 wymaga w niektórych przypadkach hospitalizacji i użycia maszyn podtrzymujących funkcje życiowe. Na ten moment śmiertelność grypy ocenia się na około 1%, koronowirusa natomiast na 3,4%. Dodajmy jednak również, że jesteśmy w stanie przewidzieć powikłania grypy. Po COVID-19 niestety jeszcze nie.
Przypomnijmy, że na tę chwilę na świecie odnotowano ponad 220 000 zakażeń SARS-CoV-2, z czego 130 000 ludzi wciąż walczy z patogenem, a ponad 9 000 tę bitwę przegrało. W Polsce zdiagnozowano 325 przypadków, z czego 5 pacjentów zmarło. Dodajmy, że w minioną środę w chińskim mieście Wuhan (epicentrum koronawirusa) nie odnotowano żadnego nowego przypadku zachorowania, a polski „pacjent zero” został uznany za zdrowego i opuścił mury zielonogórskiego szpitala.
Zobacz film: Koronawirus - jak bardzo jest niebezpieczny?