Załoga karetki z Opoczna w województwie łódzkim została wezwana do pacjenta z zawałem serca. W drogę ruszyli lekarz i kierowca karetki oraz ratowniczka medyczna. Po dotarciu na miejsce zdarzenia kobieta rozpoczęła akcję reanimacyjną pacjenta, która nie przyniosła efektów. Mężczyzna zmarł - lekarz stwierdził zgon i zarządził, że cała ekipa uda się na komisariat policji zamiast do bazy.
Polecamy: Jak rozpoznać wczesne objawy zawału serca?
Na komisariacie członkowie ekipy ratowniczej poddali się badaniu alkomatem. Wykazało ono, że 45-letnia ratowniczka miała 3 promile alkoholu we krwi. Została przewieziona na izbę wytrzeźwień, a następnie przesłuchana. Lekarz i kierowca karetki podczas przesłuchania przyznali, że nie wiedzieli, w jakim stanie jest ratowniczka, gdyż siedzieli z przodu karetki, a ona z tyłu. Była to także, ich zdaniem, zbyt duża odległość, aby mogli wyczuć zapach alkoholu.
Kobieta została w trybie natychmiastowym zwolniona z pracy. Sprawę bada prokuratura - należy sprawdzić, czy podczas wykonywanej pracy ratowniczka mogła narazić na uszczerbek zdrowia lub życia pacjentów oraz czy istnieje związek ze zgonem mężczyzny po zawale a działaniami ratowniczki.
Warto wiedzieć: Pierwsza pomoc przy zatrzymaniu akcji serca
Przyjście do pracy w stanie nietrzeźwości jest wykroczeniem, ale czy jej działania mogły narazić kogoś na utratę zdrowia? W rozmowie z TVN24.pl prokurator Witold Błaszczyk z Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim tak komentuje sprawę:
Mieliśmy już sprawy lekarzy, którzy przyjmowali pacjentów w stanie nietrzeźwości. W czasie śledztwa okazywało się często, że działania podejmowane przez medyków były poprawne. W tym zakresie nie można więc było mówić o narażaniu pacjentów, niezależnie od tego, jakie stężenie alkoholu mieli w organizmie. Dlatego też na tym etapie konieczna jest wstrzemięźliwość.
Więcej znajdziecie na TVN24.pl: Ratowniczka pojechała do zawału, była kompletnie pijana. Pacjent nie żyje