Jak wpływa na nas izolacja?
Katarzyna Kucewicz, psycholog: To w jaki sposób doświadczamy izolacji jest uzależnione od naszych predyspozycji psychicznych. Część osób, np. introwertycy lub domatorzy, mogła mieć poczucie, że wreszcie nikt nie miał do nich pretensji, gdy nie chcieli wychodzić na miasto, albo spotykać się z ludźmi. A ludzie lubią gdy ich postawy są społecznie aprobowane, więc to, że aprobowano siedzenie w domu paradoksalnie mogło im bardzo dobrze służyć.
Dla ekstrawertyków, dla których interakcje społeczne mają duże znaczenie, pełna izolacja była bardzo uciążliwa. Czasem tak bardzo, że u niektórych pojawiała się reaktancja, czyli bunt i niezgoda, manifestowane np. chodzeniem bez maseczki czy spotykaniem się w dużej grupie.
Jedni i drudzy musieli się nauczyć funkcjonowania w sytuacji, która jest trudna i nowa. Zwykle, jak człowiek jest w izolacji, to ma przed sobą wizję wyjścia, wie, że na przykład za tydzień to się skończy. A tutaj mieliśmy i dalej mamy sporo niewiadomych. Kiedy będzie bezpiecznie? Jesienią, zimą? Jak wynajdą szczepionkę, czyli kiedy? Ta niepewność jest dla wszystkich nas doświadczeniem bardzo skomplikowanym wewnętrznie, bo sprawia, że nie możemy niczego sobie zaplanować. Musimy żyć niejako tu i teraz. Stąd wiele osób nie wytrzymuje tego ciężaru i zaczyna przejawiać postawy lekkomyślne, pełne ignorancji wobec faktu, że pandemia jeszcze się nie skończyła. Zaczynają zaprzeczać rzeczywistości, w której trudno jest już wytrzymać.
Co zmieni w nas pandemia?
Myślę, że pandemia każdemu z nas daje lekcję zarówno negatywną, jak i pozytywną. Uczymy się oszczędzania i rozsądnego zarządzania pieniędzmi. Dzięki temu, że mamy więcej czasu na proste czynności zaczynamy więcej ze sobą rozmawiać, ale też przyglądać się sobie nawzajem i analizować swoje wnętrze. Są osoby, które mówią, że się piekielnie nudzą w pandemii, ale są też takie, którym izolacja dała do myślenia, czy to życie jakie sobie urządziły jest dla nich dobre? Czy tak właśnie powinno wyglądać? Czy opłacało się tak biec, tak rywalizować o awans? Jako psychoterapeutka obserwuję, że ludzie robią rachunki sumienia, mówią o przewartościowaniu. Dla części jest to wstęp do wprowadzenia poważnych zmian w życie. Wzięcia rozwodu po długiej separacji, zmiany mieszkania, a nawet zmiany swojego zawodu. Warto pamiętać, że raczej to nie sama pandemia sprowokowała zmiany, tylko czas. Po prostu przyśpieszyliśmy z decyzjami, które pewnie i tak by zapadły tylko później.
Wiele osób mówi też o zmianie duchowej, o tym, że zaczęli praktykować jogę, relaksację, medytację. Trochę się zaczynamy ścigać w tym kto bardziej się rozwija w sferze duchowej. Moi pacjenci mówią czasem, że wstydzą się przeglądając social media, że nie są tacy uduchowieni, że wcale nie ćwiczą ani nie robią niczego specjalnego, bo im się nie chce. Mają poczucie winy, że tylko leżą na kanapie i czytają gazety. Zupełnie niepotrzebnie, bo w takim zachowaniu nie ma nic złego.
Czy te zmiany będą chwilowe, czy zostaną z nami na dłużej?
Myślę, że część tych „oświeceń duchowych” skończy się wraz z końcem pandemii, ale nie wszystkie. Jest pewna grupa ludzi, dla których możliwość przystopowania była przebudzeniem z letargu. Na przykład część osób zobaczyła ile się traci pracując bez wytchnienia. Ile ich omija gdy całe dnie spędzają w pracy. I ci, którzy to dostrzegli, być może zaczną bardziej porządkować swoje życie, zmienią priorytety. Ale dużo zależy od globalnych tendencji. Bo jeśli świat gwałtownie przyśpieszy to możemy nie mieć możliwości kontynuowania trybu „slow motion”. Będziemy musieli wrócić na pełne obroty. Sądzę, że to może wywołać u niektórych kolejny kryzys.
Dlaczego ta przymusowa izolacja obudziła nasze lęki?
Pandemia obudziła przede wszystkim lęki egzystencjalne, związane ze śmiercią i przemijaniem, a izolacja jeszcze je wzmocniła. Część z nas postrzega izolację jak formę stanu wojennego i ograniczenie wolności, czyli dla niektórych osób wartości absolutnej. Jej utrata, nawet w minimalnym stopniu, sprawia, że czujemy złość, bezradność i właśnie lęk. Jestem jednak propagatorką psychologii pozytywnej i zalęknionym pacjentom często mówię: dobrze, że jest ten lęk, bo możemy go przekuć na jakieś działanie. Lęk pozwala nam zachować ostrożność, umiar, chroni nas przed brawurą. Lęk jest informacją, że jakieś nasze potrzeby nie są zaspokojone, że coś musimy zmienić, na coś zwrócić uwagę. To dobra emocja, jeśli nie ma jej w nadmiarze. Tylko trzeba nauczyć się słuchać swojego lęku. O co nam chodzi, że się boimy? Czy możemy coś poradzić, jakoś sobie pomóc? Warto czując lęk zadać sobie jedno pytanie: na co mam wpływ, co mogę realnie zrobić?
Dlaczego ten powrót do normalności może być trudny? Dla kogo będzie najtrudniejszy?
Pewna część osób zapadła na „syndrom pidżamy”, czyli zakotłowała się w łóżku, całe dnie chodziła w dresie, jadła czekoladę na śniadanie i teraz na myśl o powrocie do perfekcyjnego wizerunku i stylu życia ogarnia ją trwoga. Cześć zrobiła sobie wakacje od doskonałości i folgowała ze wszystkim. Takie wakacje są dobre, ale pod warunkiem, że trwają maksymalnie 3 tygodnie. Ale jeśli ktoś cały czas ma na sobie pidżamę to powrót do aktywności będzie trudniejszy. Kiedy pracowałam w Instytucie Psychiatrii i Neurologii jeden z lekarzy często mówił pacjentom, żeby nawet będąc w depresji ubierali się, czesali, dbali o siebie. Człowiek, który zbiera swój wizerunek, „ogarnia się”, nierzadko zbiera się także emocjonalnie.
Trudniej będzie też tym osobom, które odkryły, że nie lubią swojej pracy, albo że tak naprawdę wcale nie są wielbicielami ciągłego chodzenia na imprezy i najlepiej się czują w swoim domu. Bardzo często słyszę od swoich pacjentów, że oni nie chcą już tamtego życia, tamtego tempa, tamtego świata. Pocieszam ich, że tamten świat to raczej nie wróci, będzie jakaś nowa rzeczywistość. Ale nie straszę, tylko zachęcam by podejść do niej z otwartością i gotowością na modyfikacje.
Stres, chandra czy depresja? Czym się od siebie różnią? Dowiesz się tego z filmu:
Co budzi w nas największy lęk i jak sobie z nim poradzić?
Boimy się oczywiście koronawirusa, ale często słyszę, że nawet bardziej nie swojej choroby, tylko zarażenia swoich bliskich. Prawdopodobnie wynika to z tego, że cały czas część z nas ma poczucie, że nam się to nie może przytrafić, co najwyżej dojrzałym krewnym, ale my się przecież pilnujemy, jesteśmy silni i zdrowi. Takie myślenie może być zgubne, dlatego osobiście jestem z gatunku tych, co trochę straszą, na przykład kiedy ktoś mówi „była pandemia” to zawsze powtarzam „jest pandemia”. Dla części osób pandemia skończyła się wraz z pozwoleniem chodzenia bez maseczek. Ale tu nie chodzi o to, że jesteśmy nieprzytomni i głusi na informacje, tylko że nie możemy znieść tego lęku i niepewności, umęczyło nas to, dlatego wypieramy fakty, nie chcemy słuchać o nowych przypadkach, drażnią nas liczby, odwracamy głowę jakbyśmy chcieli krzyknąć: dość już tego. Nawiasem mówiąc dobrze jest tak sobie czasem stanąć w lesie i krzyknąć. Że już mamy dosyć, że już nas ten koronawirus drażni, że już nie mamy siły na pandemię.
Boimy się też, że padnie służba zdrowia, że ludzie będą masowo umierać. I o swoją pracę, że zostaniemy zwolnieni, że nie będziemy mieli za co spłacać różnych zobowiązań. Tak mówią badania i to też potwierdzają moje obserwacje w gabinecie.
Kiedy warto rozważyć konsultację ze specjalistą?
Nasze lęki są naturalną reakcją na otaczającą nas rzeczywistość. Ale czasem bywa tak, że zaczynają być obsesyjne i nie do zniesienia. Że pochłaniają całkowicie nasze myśli, że nie możemy się oderwać od „wałkowania” tematu koronawirusa i jego konsekwencji. Bywa, że nie możemy przez nie zasnąć, wybudzamy się w poczuciu rozdygotania, tracimy apetyt, albo objadamy się bez opamiętania. Szorujemy ręce po kilkanaście razy dziennie i mamy przeświadczenie, że każdy wokół to potencjalny nosiciel. Jeśli takie wrażenie towarzyszy nam od dłuższego czasu to może być to sygnał, że organizm nie może sobie poradzić z tymi bodźcami, jest przeciążony i zaczyna się powoli dekompensować, czyli popadać w coraz większe poczucie przerażenia i paniki. Wtedy warto skorzystać z wizyty u psychoterapeuty lub psychiatry. Terapia lub farmakoterapia mogą naprawdę pomóc wyciszyć kłębiące się w nas emocje. Pamiętajmy, że to żaden wstyd korzystać z pomocy specjalisty.
Katarzyna Kucewicz - psycholog, pedagog, psychoterapeuta. Autorka książek i publikacji z zakresu psychologii i psychoterapii. Pracuje z pacjentami indywidualnymi oraz parami. Dawniej związana z Instytutem Psychiatrii i Neurologii W Warszawie, a obecnie prowadzi Ośrodek Psychoterapii i Cochingu INNER GARDEN w Warszawie.