Prof. Tomasz Wielkoszyński: Jakość badania jest wynikiem obwarowań sprzętowych, odczynnikowych, organizacji pracy w laboratorium i stosowania koniecznych środków bezpieczeństwa, zapobiegających krzyżowej kontaminacji, czyli zetknięciu się próbek, tak jak to miało miejsce w Zabrzu. Czynnikiem warunkującym obostrzenia jest wysoka czułość metod molekularnych, do których należy technika PCR. Metody te wykrywają znikome ilości materiału genetycznego i wystarczają niewidoczne gołym okiem śladowe ilości, które powodują, że pierwotnie ujemne próbki mogą ulec zanieczyszczeniu materiałem zawierającym wirusa. Nawet niewidoczny aerozol, który powstaje np. w trakcie otwierania próbówek z wymazami, może przenosić tego wirusa na spore odległości, nie mówiąc już o tym, że może zakażać personel.
W testach serologicznych wartości wyznaczające granice wyników ujemnych i dodatnich są zdecydowanie wyższe i nie zdarzają się sytuacje, które prowadzą do krzyżowej kontaminacji próbek i zafałszowania z tego powodu wyników w laboratorium. W standardowych testach serologicznych, czyli tych, które stosujemy w laboratorium do diagnostyki wirusa SARS-CoV-2, nie ma takiego ryzyka. Odpowiadając na zadane pytanie, testom wykonywanym przez wykwalifikowanego diagnosty, można zaufać.
Z mediów każdego dnia docierają do nas raporty o liczbie całkowitych wyleczeń. W jaki sposób stwierdza się u pacjenta „całkowite wyleczenie”?
Prof. Tomasz Wielkoszyński: Przyjmuje się, że pacjent został wyleczony na podstawie dwóch powtarzalnie ujemnych wyników badania molekularnego – czyli testów PCR wykonanych w odstępie co najmniej 24 godzin. Osobę uznaje się za niezakaźną dla otoczenia na podstawie tej samej procedury – dwóch ujemnych wyników badania PCR.
Czy test serologiczny, który bada poziom przeciwciał przeciw SARS-CoV-2, dostarcza nam również informacje o całkowitym wyleczeniu?
Prof. Tomasz Wielkoszyński: Żeby odpowiedzieć na tak zadane pytanie, musimy wrócić do samego początku, czyli do momentu, kiedy przeciwciała pojawiają się w organizmie. Tu dużo zależy od tego, w jakim okresie zakażenia pacjent się znajduje. Okno serologiczne wynosi minimum 8-10 dni od momentu zakażenia do momentu pojawienia się wykrywalnych dodatnich wyników testów serologicznych. W tym okresie mogą wystąpić objawy. Na pewno, jeśli pacjent jest zakażony, będzie mieć dodatni wynik testu PCR w trakcie okna serologicznego, czyli w momencie, gdy organizm nie produkuje jeszcze przeciwciał w ilości wykrywanej w testach serologicznych. W tym okresie może mieć też już objawy kliniczne. W ostrej fazie zakażenia, w której wirus jest jeszcze w organizmie, wynik testu PCR jest dodatni i w organizmie pojawiają się przeciwciała, więc test serologiczny będzie miał również wynik dodatni. Pojawienie się przeciwciał stawowi więc dowód na uruchomienie do walki z wirusem naszego układu odpornościowego. Powstające przeciwciała, szczególnie klasy IgG, posiadają bowiem zdolność neutralizacji wirusa. Przeciwciała łącząc się z cząstkami wirusa uniemożliwiają jego przyłączenie do receptora na powierzchni naszych komórek nabłonkowych, a zatem zapobiegają „wejściu” wirusa do komórki. Natomiast w okresie „po wyleczeniu”, czyli po wyeliminowaniu wirusa, kiedy wirusa nie ma już w organizmie i wynik testu PCR jest ujemny, przeciwciała nadal są produkowane, są obecne we krwi i stanowią jedyny dowód przebytego zakażenia. W pewnym uproszczeniu można więc powiedzieć, że o całkowitym wyeliminowaniu wirusa u takiego pacjenta może świadczyć wyłączna obecność przeciwciał w klasie IgG, przy ujemnych wynikach dla klas IgM i IgA. Oczywiście uzyskanie takiej konstelacji wyników wymaga znacznie dłuższego okresu czasu niż czas rzeczywistej eliminacji wirusa (IgA utrzymuje się 2-3 miesiące, zaś eliminacja wirusa oceniana metodą RT-PCR zachodzi maksymalnie do miesiąca). Nie jest to więc zalecany sposób potwierdzania eliminacji wirusa, jednak z drugiej strony pacjent, który w badaniu serologicznym uzyskuje izolowanie dodatni wynik w klasie IgG, może już spać spokojnie, bo jest w fazie „pozakaźnej”.
Czytaj także: Raport specjalny o koronawirusie
Skąd wiemy, czy wirus nie stanie się kolejną grypą, która mutuje co roku i dzięki tej zmianie każdego roku będzie zbierać kolejne żniwa wśród chorych?
Prof. Tomasz Wielkoszyński: Obserwując strukturę genetyczną wirusa SARS-CoV-2 w przeciągu kilku ostatnich miesięcy, jak również dynamikę zakażeń poprzednimi podobnymi wirusami, czyli SARS-CoV(-1) i MERS-CoV, można zaryzykować stwierdzenie, że odporność uzyskiwana przez osoby, które przechorowały infekcję, jest dość silna i będzie się utrzymywać przynajmniej kilka lat.
Wirus grypy ma zupełnie inne cechy biologiczne. Charakteryzuje go duża zmienność genetyczna i antygenowa a, co za tym idzie, możliwość tzw. mutacji skokowych, czyli rearanżacji materiału genetycznego pomiędzy poszczególnymi typami wirusa. Przechorowanie grypy danego typu w wielu przypadkach zabezpiecza przed innym typem wirusa grypy. Natomiast nowe mutanty genetyczne grypy powstające w wyniku dużych skokowych mutacji, stanowią większe ryzyko ponownego zakażenia. W przypadku większości innych wirusów, nawet jeśli występują mutacje, są one powolne i na tyle niewielkie, że nie zmienia się funkcja ochronna przeciwciał, które wytworzyliśmy po kontakcie z poprzednim wariantem wirusa.
Czyli można w takim razie powiedzieć, że wynik testu serologicznego w kierunku wirusa SARS-CoV-2, jest źródłem pełnowartościowej informacji o poziomie nabytej odporności i pozwala poczuć się bezpiecznie?
Prof. Tomasz Wielkoszyński: W sytuacji, gdy coraz więcej osób przechodzi zakażenie SARS-CoV-2 bezobjawowo, identyfikacja przeciwciał IgG jest podstawą wdrażania środków zapobiegawczych, zarówno przez indywidualne osoby, jak i całe populacje. Dodatni wynik testu serologicznego w klasie IgG jest informacją o tym, że mamy odporność. Na ile silną i długotrwałą - to tak naprawdę pokaże przyszłość. Jeżeli pacjent przeżył pierwsze zakażenie i wykształcił przeciwciała IgG, na pewno przebieg kolejnych zakażeń będzie łagodniejszy albo zupełnie bezobjawowy. Stąd też mówi się o leczniczej roli osocza ozdrowieńców, jako jednego ze sposobów leczenia pacjentów, którzy są w ciężkim stanie i nie zdążyli jeszcze wytworzyć własnych przeciwciał. Zasada jest taka, że wraz z osoczem uzyskanym od ozdrowieńców podajemy właśnie przeciwciała IgG, które mają zdolność neutralizacji wirusa. Podobnie czynimy to od dziesiątek lat u osób podejrzanych o tężec lub wściekliznę – podając im ludzkie lub zwierzęce surowice odpornościowe.
Diagnostyka COVID-19 jest potrzebna, ma jednak niemałą cenę, która jest powodem krytyki opinii publicznej. Jakie czynniki składają się na cenę zarówno testów PCR i testów serologicznych?
Prof. Tomasz Wielkoszyński: Kluczową kwestią mającą wpływ na cenę, jest zaawansowanie technologiczne testów serologicznych czy molekularnych. Ponieważ testy te są złożone i skomplikowane technologiczne, wymagają większych nakładów finansowych producenta na wyprodukowanie takiego testu w porównaniu na przykład z testem kasetkowym. Wpływ na cenę ma również obsługa laboratoryjna tych metod, czyli m.in. wymagania sprzętowe oraz konieczność dysponowania określoną infrastrukturą laboratoryjną. Dodatkowo potrzebny jest odpowiednio wyszkolony i zabezpieczony personel laboratorium. Nie bez znaczenia jest też kwestia pobierania materiału, czyli odpowiedniej organizacji i zabezpieczenia przeciwepidemicznego punktów pobrań. Test PCR, bez względu na to, czy wykonujemy test PCR w kierunku koronawirusa, czy opryszczki, kosztuje kilkaset złotych. Testy serologiczne są zdecydowanie tańsze.
Prof. Tomasz Wielkoszyński - lekarz, doktor habilitowany nauk medycznych i profesor nadzw. dąbrowskiej WSPS. Twórca Centrum Medycznego Wielkoszyński, od 2008 roku specjalizuje się w badaniach wykrywających boreliozę oraz inne choroby przenoszone przez kleszcze. Przeprowadził wiele krajowych i międzynarodowych projektów badawczych dotyczących diagnostyki serologicznej chorób zakaźnych, m.in. boreliozy. Na co dzień prowadzi ze studentami zajęcia z immunologii, bakteriologii i wirusologii oraz chorób zakaźnych.
Więcej informacji na stronie wielkoszynski.pl.
Czytaj także: Pierwsza szczepionka na COVID-19 jest bezpieczna