Większość z nas uwielbia robić zakupy. I nie byłoby w tym nic złego, gdybyśmy kupowali mądrze i to, czego akurat potrzebujemy. Do tego nie czytamy etykiet i tak naprawdę nie mamy pojęcia co, trafia do naszego koszyka, a później na stół i że sami sobie szkodzimy.
Jako konsumenci zarzucamy że nas trują, dodają coś czego nie chcemy, ale to nie do końca prawda, nikt nas nie zmusza do zakupu konkretnego produktu. Tylko 11 proc. konsumentów czyta etykiety, to czego szukamy przede wszystkim to data przydatności do spożycia – większość konsumentów nie rozumie tego, co czyta i informacje na etykiecie nie wiele im mówią – mówi Agnieszka Piskała, dietetyk.
Jak czytać etykiety?
Jeszcze do niedawna czcionka, którą wypisany był skład danego produktu była na tyle mała, że odczytanie tekstu było bardzo trudne. Czy to oznaczało, że producenci mają coś do ukrycia? Etykiety i skład produktu są bardzo dokładnie weryfikowane przez różnego rodzaju inspekcje. To jak oszukują nas producenci?
Producenci raczej wykorzystują przede wszystkim naszą niewiedzę. Przeciętny Kowalski nie widzi różnicy między jogurtem brzoskwiniowym a jogurtem o smaku brzoskwiniowym. Ten pierwszy musi mieć w swoim składzie owoce, drugi może zawierać wyłącznie barwniki i sztuczne aromaty brzoskwini. To samo tyczy się chleba wieloziarnistego i pełnoziarnistego. Pełnoziarnisty to ten klasyczny razowiec z mąki z pełnego przemiału, drugi zaś może być przygotowany z farbowanej mąki z dodatkiem paru ziaren słonecznika, dyni lub sezamu. Często te nazwy stosuje się wymiennie, a to nie jest to samo – mówi dietetyczka.
Zatem o czym pamiętać robiąc zakupy? Po pierwsze składniki wypisywane są malejąco. Po drugie należy wybierać te artykuły spożywcze, których lista składników jest możliwie jak najkrótsza. Jeśli jakiś składnik budzi nasze wątpliwości lepiej odłożyć go na półkę i poszukać czegoś innego. Uważać trzeba także na "E". Dlaczego?
Tego rodzaju dodatków do żywności zjadamy bardzo dużo. Mimo że zostały dopuszczone do użytku, nie znaczy to, że są bezpieczne i mogą być spożywane w tak dużych ilościach. Zgodnie z definicją są to dodatki, które na dzisiejszy stan wiedzy nie zagrażają naszemu zdrowiu i życiu, tym samym producenci mogą ich używać, jedyne czego muszą pilnować to to, aby nie przekroczyć dopuszczalnej dawki, bo te często przekraczamy sami. Jeśli na śniadanie zjemy kanapkę z pasztetem i ketchupem, które zawierają glutaminian sodu, na obiad gotowe danie także z glutaminianem, a na kolację sushi – tego glutaminianu robi się już bardzo dużo – tłumaczy specjalistka.
Ten nadmiar to najprostsza droga do problemów z układem pokarmowym, a nawet zatrucia.
Zobacz także: Lista szkodliwych dodatków do żywności. Co oznaczają skróty E?
Ile to może stać?
Dużym problem, obok nie czytania etykiet i wybierania produktów, które nie mają w sobie żadnej wartości, jest to, jak przechowujemy artykuły spożywcze. Schody zaczynają się już na samym początku, tj. przy dacie ważności.
Na produktach pojawia się data minimalnej trwałości lub data przydatności. Pierwsza z nich widnieje na produktach z krótkim terminem, np. nabiale. Data ta zawiera: dzień, miesiąc i rok. Zjedzenie takiego produktu po tej dacie może być szkodliwe, ponieważ mogą się tam rozwinąć mikroorganizmy, które mogą być dla nas niebezpieczne. Produkty z datą przydatności do spożycia mają wybite na opakowaniu tylko miesiąc i rok. Po tym terminie zmienia się ich wartość sensoryczna, np. makaron rozpada się po ugotowaniu, do tej grupy należą także kasze czy mąki. Data przydatności do spożycia obowiązuje dopóki opakowanie jest zamknięte, po otwarciu konieczność wykorzystania produktu wynosi od kilku do kilkunastu dni – mówi dietetyczka.
Jak powinny wyglądać etykiety na opakowaniach? Dowiesz się tego z filmu:
Zdaniem Agnieszki Piskały, dietetyczki, niewłaściwie obchodzimy się także z warzywami i owocami. Większość z nas trzyma je w lodówce, po wcześniejszym umyciu, a to błąd. Takie praktyki sprawiają, że pozbywamy je warstwy ochronnej, która zabezpiecza jej przed psuciem. Trzeba także pamiętać, że te warzywa i owoce, które już zaczynają pleśnieć nie nadają się do jedzenia i odcięcie zepsutego kawałka nie załatwia sprawy. W takich sytuacjach trzeba wyrzucić wszystko.
Wbrew pozorom pleśń, którą widzimy stanowi najmniejsze zagrożenie. Bardziej niebezpieczne są te zarodniki, które przeniknęły już do owocu czy warzywa, a których nie możemy zobaczyć. To właśnie one mogą nam zafundować problemy ze zdrowiem – mówi dietetyczka.
Jak kupować mądrze i zdrowo?
Wbrew pozorom rozsądne i zdrowe zakupy nie muszą być skomplikowane ani zawierać więcej czasu. Kluczem do sukcesu jest trzymanie się kilku zasad. Po pierwsze róbmy listę zakupów. To najlepszy sposób na to, aby kupić to czego naprawdę potrzebujemy i nie wyjść ze sklepu z produktami, które nie są potrzebne i finalnie wylądują w koszu. Przyda się też odrobina samozaparcia, bo jak wiadomo kupujemy oczami, dlatego na zakupach trzeba postawić na zdrowy rozsądek. Po drugie ostrożnie podchodźmy do promocji. Zazwyczaj zachęceni niższą ceną kupujemy duże opakowanie jakiegoś produktu. Bardzo często dzieje się tak, że nie jesteśmy w stanie zjeść wszystkiego i w końcu jedzenie ląduje w koszu. Ten trik sprawia także, że podświadomie zjadamy więcej, a to niejednokrotnie prowadzi do otyłości.
Po trzecie starajmy się kupować w sklepach branżowych, tj. chleb w piekarni, a mięso w sklepie mięsnym. Niestety te najzdrowsze i najlepszej jakości produkty często są droższe, ale to najlepszy sposób, aby mieć pewność, że produkty są dobrej jakości i nie ma w nich żadnych sztucznych dodatków.
Po czwarte korzystajmy z aplikacji. Nie każdy z nas jest chemikiem czy biologiem i nie musi znać wszystkich substancji, które wymienione zostały na opakowaniu. Rozwiązaniem problemu może być korzystanie z aplikacji. Po zeskanowaniu kodu kreskowego czy QR kodu w kilka sekund dostaniemy informację, czy dany produkt jest bezpieczny dla zdrowia.
Znowu za dużo!
Zdarza się, że mimo szczerych chęci i tak zostaje nam jedzenie. Co zrobić, aby nie trafiło ono do kosza? Cześć można zamrozić, a część oddać. Praktycznie w każdym mieście działają tzw. jadłodzielnie. To specjalne punkty, w których można zostawić nadmiar jedzenia. Następnie jest ono oddawane tym, którzy potrzebują go bardziej, dzięki temu nic się nie zmarnuje.