Kiedy świat obiegały pierwsze informacje o koronawirusie, apelowano że patogen jest groźny przede wszystkim dla seniorów i osób schorowanych. Znany był też fakt, że SARS-CoV-2 atakuje przede wszystkim słabsze organizmy, a młodzi ludzie przechodzą go praktycznie bezobjawowo. Z czasem jednak coraz częściej dobiegały do nas wiadomości, że jego ofiarami stają się także zdrowi i silni dotychczas ludzie. A przykładem mogą być Maja Mocydlarz z partnerem, Bartoszem Bereszyńskim oraz ich syn Leo.
Przeczytaj też: Raport specjalny o koronawirusie
Maja Mocydlarz opowiada o zarażeniu koronawirusem
80% społeczeństwa przechodzi infekcję SARS-CoV-2 bezobjawowo lub łagodnie. I choć taka informacja nie brzmi przerażająco, gdy samemu dowiaduje się o zarażeniu koronawirusem, „uginają się pod człowiekiem nogi”. Zresztą to była właśnie pierwsza myśl Mai Mocydlarz, kiedy podczas spaceru, jej partner – piłkarz Bartosz Bereszyński – otrzymał wiadomość, że jeden z kolegów z drużyny jest zainfekowany. Co było potem?
Zaczęło się od Bartka. U mnie objawy pojawiły się dwa, trzy dni później. My podejrzewaliśmy, bo wiadomo jak to jest z wirusem… chłopaki przebywali w bardzo wąskiej grupie. Nie możemy narzekać, bo te objawy nie były zbyt silne. To był zaledwie ból głowy, rzadko kiedy pojawia się gorączka. Ja w ogóle jej nie miałam. Szczerze mówiąc, przy takich objawach nigdy byśmy nie podejrzewali, że jesteśmy zarażeni właśnie koronawirusem – opowiada Maja i dodaje - Najłagodniej infekcję przebył syn. Nie wymagaliśmy hospitalizacji. Otrzymaliśmy leki – paracetamol na ból i gorączkę. Bartek dostał jeszcze jakąś mieszankę na gardło, bo był ten suchy kaszel. I to jest wszystko.
Maja Mocydlarz zdradziła nam również, że najbardziej obawiała się o zdrowie synka. Tłumaczyła, że ona i jej partner są dorośli, więc poradziliby sobie, ale nie wiadomo było, jak na infekcję zareaguje małe dziecko.
Dodajmy, że para przez 7 tygodni żyła w całkowitej izolacji. Jak radzili sobie z codziennymi sprawunkami, takimi jak na przykład zakupy? Okazuje się, że z pomocą przyszedł klub piłkarski Bartosza Bereszyńskiego.
Wszystko mieliśmy zapewnione dzięki klubowi. I za to jesteśmy im ogromnie wdzięczni, bo spisali się na medal, jeśli chodzi o opiekę nad nami – tłumaczy Maja.
Jak wygląda sytuacja epidemiologiczna we Włoszech?
Maja Mocydlarz i Bartosz Bereszyński mieszkają we Włoszech od kilku lat. Piłkarz gra na co dzień we włoskim klubie UC Sampdoria. Dopytaliśmy się więc bohaterki naszej rozmowy o to, jak wygląda sytuacja w Italii.
Sytuacja rzeczywiście była ciężka i rzeczywiście było wiele przypadków. Przepełnione szpitale, nie było gdzie ludzi badać. Pojawiły się słuchy, że nie przyjmowano wszystkich ludzi. Wybierano tych niestety młodszych – wspomina Maja.
Jak Maja Mocydlarz radziła sobie ze społeczną izolacją?
Izolacja społeczna jest trudna dla wszystkich. Jeśli jednak trwa 7 tygodni bez możliwości wyjścia chociażby po bułki czy ze śmieciami, może stać się sytuacją całkowicie abstrakcyjną, dla wielu wręcz niewyobrażalną.
To było wyzwanie i myślę, że wielu ludzi przeżywało to tak, jak my. 8 lat pracowałam z dziećmi, więc moja głowa ma na tyle pomysłów, że jeszcze jestem w stanie zorganizować Leo jakoś czas. Bartek jest też świetnym ojcem i nie mieliśmy z tym problemów. Leoś jest przyzwyczajony do spacerów, jazdy na rowerze… Musiałam przymknąć oko, bo chłopaki grali w piłkę w domu. Nie zawsze kończyło się to pozytywnie.[…] Było trochę śmiechu, trochę małych złości. Wiadomo, to jest tylko dziecko. Ale szczerze – to on najlepiej przetrwał tę kwarantannę.
Przeczytaj też: Uwaga! TVN: Jak wygląda powrót do życia po COVID-19?
Kim jest Maja Mocydlarz?
Maja Mocydlarz na co dzień wraz z partnerem – piłkarzem Bartoszem Bereszyńskim – i dwuletnim synem Leo mieszka we Włoszech (Genova). Zawodowo zajmuje się tańcem i choreografią. Maja prowadzi również własną markę modową – Maio.
Jak Maja poradziła sobie z pracą? Jak wyglądają dziś Włochy? Chcesz wiedzieć więcej? Zapraszamy do obejrzenia całej rozmowy!